krótki zapis z życia sukienki
Jabłka same nie spadały z drzew. Wieszając
się
na gałęzi, pomagałam leniwym konarom
wykrzyczeć
gniew, dojrzały od chwili zapylenia. Tak
bezlitośnie
patrzeć jak słońce pali je z zewnątrz, w
środku
pozostawiając niedosyt. Pamiętam ogrodnika
w kapeluszu. To on zawsze pozwalał cieszyć
się
zmurszałą drabiną, na której roztargałam
sukienkę.
Za kilka dni odwiedzę grób, w sadzie za
domem,
opowiadając smutną historię jabłoni
wyschniętej
z samotności.
Nigdy nie dowie się, że rosła w cieniu jego
miłości.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.