Księżyc w ogniu
napisane po ujrzeniu jednego z najbadziej niesamowitych widoków nieba nocą - smugi kondensacyjne (zaznacza, że nie chodzi o błyskawice) przekrzyżowane, a na jednej z nich księżyc.
Łańcuch długi
szarej jak glina
rozmytej smugi
niebo przecina.
Chwycił pewnie
tarczę księżyca
szarpie drapieżnie
jak błyskawica.
Za moment druga
z przeciwnej strony
pierzasta smuga
wystawia swe szpony.
W żelaznym krzyżu
trzymając zbiega
trzecia w pobliżu
niebo przebiega.
Jak reflektory
przeciwlotnicze
te nocne zmory –
- świecące znicze.
Stalowym chwytem
w niemym uścisku
by satelita
śmierć poczuł bliską.
Księżyc – rogalik
spętany potrzaskiem
jeszcze się pali,
ale nie blaskiem.
On teraz płonie
pochodni ogniem
na nieboskłonie
oświetla zbrodnię.
Bliski już koniec
dopełni się los
goreje, płonie
skrzący się stos.
Jak ranny samolot
z pożarem silnika
gdy reflektorom
panicznie umyka.
Wnet się wyrywa
Do życia ucieka
Powróci? Chyba!
Nie wiem. Zaczekam...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.