Labirynt bez wyjścia.
Jak co dnia siadała przy stole,
popijając kawę czarną jak smołę.
Nurzała wargi i z cichym siorbnięciem,
opróżniała kubek z niesłyszalnym
westchnięciem.
Gorzka łza co po jej licu sunęła,
po sam podbródek do dołu spłynęła.
Koniec końców na koszuli wylądowała,
a ona nadal rozpaczliwie łkała.
Dlaczego życie takie figle płata,
twierdząc, że to za winy zapłata.
Sądząc, że innego sposobu nie ma,
cudowną bajkę w koszmar zamienia.
3 styczeń.
2010 r.
Komentarze (1)
Nie płacz, może bajka będzie miała dobre zakończenie.
Pozdrawiam