Lecz trzeba walczyć, kapitanie!
I znów fizycznie zabolało,
przyćmiło gwiazdkę na chwilę,
kochliwej docelowości,
wypędziło posmak nietykalny,
z pozoru
lecz trzeba walczyć, walczyć,
kapitanie,
nie po to było nam iść,
by zginąć w obłąkanych
obłokach marzeń.
I znów zatarło szlaki,
poświatą rzuciło tylko ściśliwą,
w hektopaskalach wyrazić kazano,
uczucia co gryzą aureolą,
zrzędzącą
lecz trzeba walczyć, walczyć,
kapitanie,
nie po to było nam iść,
by utonąć w bluźnierczych
oznakach słabości.
I znów wierzgając milczało,
tchnienie nie ostatnie nie pierwsze,
żądliły marnotrawne objęcia,
pęków nieokrzesanych róż,
mizernych
lecz trzeba walczyć, walczyć,
kapitanie,
nie po to było nam iść,
by dać sobie urwać głowę
bezszelestnej myśli.
I znów wydęło usta skostniałe
porywcze namiętności przeklęło,
cichym szmerem,
co jak wskazówka zegara na około,
błądzi
lecz trzeba walczyć, walczyć,
kapitanie,
do ostatnich mętnych słów,
i nikczemnych pomruków
horyzontów blednących.
Komentarze (3)
Tak! trzeba walczyć...nawet na oślep, nawet bez
sił...ale jaki sens będzie miało życie życie, kiedy
się poddamy?
super...tylko, co jeśli jest się tylko zwykłym
majtkiem a nie kapitanem...
Ciekawy wiersz. Pozdrawiam.