Lecz w tygodniu bywam inny
Na mszę chodzę, co niedzielę,
rzucę także grosz na tacę.
Może to jest i nie wiele,
lecz sumienie swe bogacę.
Lecz w tygodniu bywam inny,
złość przyrasta w sposób płynny.
Innych winię, klątwą karzę,
pozbawiając wiernych marzeń.
Śpiewam pieśni chwaląc Boga,
kościół sprzątam, kiedy trzeba.
Taka we mnie mała trwoga,
lubię grzać się w blaskach nieba.
Lecz w tygodniu bywam inny,
złość przyrasta w sposób płynny.
Innych winię, klątwą karzę,
pozbawiając wiernych marzeń.
Na procesjach jestem w czele,
stacje stroję jak należy.
Może to jest i niewiele,
muszę przecież w coś tam wierzyć.
Lecz w tygodniu bywam inny,
złość przyrasta w sposób płynny.
Innych winię, klątwą karzę,
pozbawiając wiernych marzeń.
I tak cały rok świętuję,
tydzień w tydzień zakłamany.
Bo ja wiary tej nie czuję,
życie podłe zsyła plany.
Gdyż w tygodniu bywam inny,
złość przyrasta w sposób płynny.
Innych winię, klątwą karzę,
pozbawiając wiernych marzeń.
Komentarze (8)
Bardzo ciekawie napisane, czyli od święta bywasz taki
bardziej świąteczny;)
To raczej satyra na katolika (nie)praktykującego.
Dwulicowość nie do ukrycia...
Pozdrawiam :)
Czyli postępujesz jak prawdziwy Polak i katolik:)
Podoba mi się wiersz, odbieram go z lekkim humorem:)
Pozdrawiam:)
++:))
Fajnie się czyta i podoba się bardzo:)samo
życie:)pozdrawiam cieplutko:)
Taka wiara na pokaz..ale kogo oszukuje..Pozdrawiam..
Przypomina mi to piosenkę Gołasa z Kabaretu Starszych
Panów:
Rankami zrywam się śliczny,
Liryczny i apetyczny.
To musnę coś jak jaskółka,
To usnę w słońcu jak pszczółka,
Aż chmurki zbudzi mnie cień,
Bym brzęczał cały dzień.
Lecz gdy spłynie mrok wieczorny,
Typem staję się upiornym:
Twarz mi blednie, włos mi rzednie,
Psują mi się zęby przednie.
A niech tylko wiatr zaśwista
W piekielnego wpadam twista.
Widząc mnie w piekielnym twiście
Zwariowalibylibyście!
Lew by się ze strachu słaniał!
Jestem nie do wytrzymania,
Bo prócz wymienionych cech
Skręca mnie upiorny śmiech:
Cha, cha, cha!... Cha, cha, cha!...
A rano znów wstaję śliczny,
Liryczny i apetyczny.
To musnę coś jak jaskółka,
To usnę w słońcu jak pszczółka,
Aż chmurki zbudzi mnie cień,
Bym brzęczał cały dzień.
Lecz gdy spłynie mrok wieczorny,
Typem staję się upiornym:
Twarz mi blednie, włos mi rzednie,
Psują mi się zęby przednie.
Przez upiorność tę, niestety,
Zniechęcają się kobiety.
Dniem kochają mnie po wierzchu,
A rzucają mnie o zmierzchu.
Iluż klęsk ja doznam, zanim
Nie napotkam takiej pani,
Co prócz wymienionych cech
Wytrzymałaby ten śmiech:
Cha, cha, cha!... Cha, cha cha!...
Dużo jest takich ludzi: w tygodniu okrutnik, a w
niedziele pokutnik... :)