w lekkim natężeniu
nasze dłonie razem kiedyś samotnie teraz szukają przystani a wystaryczło tylko być.. wystarczyło się nie zranić
tam gdzie drzewa rozstań stoją blisko
by oddychaniem nie przestraszyć siebie
deszcz z liści osiadła na zielonym
niebie
cień ze światłem poprzekreślał wszystko
park niby świetliście otoczony drżeniem
jak zbytek słów szybko pomyślanych
dzielą dwa serca dwu liści kasztanów
czy niewyraźny szept rzucony przez
ciebie
za dużo tego by nam je policzyć
żółto- złociste w czerwień podążają
tych pełne kieszenie niuanse trzymają
pobiegam po lesie niech milczenie
krzyczy
a można i tak...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.