Lilie
Blady świt jaśniejący za oknem
Biała lilia w szklanym flakonie
A ja w deszczu smutków moknę
Od współczujących ludzi stronię
W pudełku od zapałek – kamyk,
Malutki, niebieski i śliski,
W drzwiach zardzewiały zamek
Pies przeze mnie płaczu bliski
Rozrzucona pościel na łóżku
A ja w niej zaplątana jak duch
Na biurku wody cienka strużka
Zza okna leci bielutki puch
Moje włosy i chaotyczne myśli
Wzburzone jak fale na morzu
Toczą ze sobą szalony wyścig.
Na zimnym mleku wyrósł kożuch.
Czerstwa bułka obok szklanki.
Mi wystarczy tylko ta woda...
Wypadł kamyk... puściły ścianki
Toczy się po biurku... szkoda...
Wstaję gwałtownie jak huragan
Biegnę w piżamie na cmentarz
Zostawiam za sobą swój bałagan
Może jeszcze mnie pamiętasz?
Lilia na twojej mogile rozkwitła
Przeze mnie posadzona, czerwona
Pamiętasz..., bo kwitnie, nie uschła
Dziękuję... jestem uszczęśliwiona...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.