list do Przyjaciela
[ list do Przyjaciela ]
Potrzebny jesteś mi bym ogień wygasił
co trawi niespokojnie, dymem oszukuje
i spopiela marzenia,
bym siły odnalazł i umiał skierować
strumień rozsądku w rozpalone serce;
potrzebuję Twoich oczu by zwykły świat
zobaczyć
i dostrzec piękno, proste, a nie odbite
w krzywych lustrach złości,
bym rozejrzał się bez słonego pryzmatu
i zamykając oczy nie gasił w sobie
życia;
jesteś mi potrzebny dla Twoich silnych
nóg,
które i mnie uniosą gdy sił zabraknie
i nadzieja upadnie,
które nauczą bez żadnej przyczyny
kopać wytartą piłkę na szkolnym boisku;
potrzebuję Cię Przyjacielu w
najmarniejszych chwilach,
gdy dusza krzyczy i ślepo ucieka
najpodlejszymi ulicami,
byś jednym słowem wymurował ściany,
które horyzont beznadziei otuchą
zasłonią;
potrzebuję Twoich płuc, bym nadwątlony
czasem
zaczerpnął wreszcie tchu i znalazł melodię
radośniejszej pieśni,
bym wrzask podniósł i obudził sam siebie
z powtarzanych nudno scen życiowej
tragifarsy;
potrzebuję Cię do wódki, bo już smak
straciła
i stała się piekłem narastającej kacem
upokorzonej egzystencji,
byś toast pierwszy za szczęście
przechylił
i euforyczną wizją wypchnął mnie zza
lustra;
potrzebuje Cię Przyjacielu do prostej
zależności,
bym wiedzieć mógł, gdziekolwiek nie
dotrę,
że usłyszę Cię w nocnym telefonie,
że nawet gdy ja sam całkiem o sobie
zapomnę
zjawisz się wieczorem w dniu moich
urodzin;
jesteś potrzebny do szczęścia, że udał mi
się wiersz,
że znów rzuciłem palenie i sto złotych
więcej
dostanę od pierwszego,
do wspólnej kawy z mlekiem i corocznego
skręta,
do kiczowatego filmu w zbutwiałym małym
kinie;
jesteś mi potrzebny bym wiedział o tym,
że sam mnie potrzebujesz i szczęście z tego
faktu
obnosisz jak talizman,
bym mógł Ci drzwi otwierać gdy nocą
wpadniesz
na dwie świeczki żalu lub szklaneczkę
złości;
potrzebuję Cię zwyczajnie, do najprostszych
słów,
do skromności milczenia , niebotycznych
planów
i najzwyklejszych czynów
bez dąsów, obrażania, bez fałszywych
gestów,
do oczywistości życia w wiecznym
zaproszeniu;
bądź więc tam, gdzie zwykle, pod parasolem,
na ławce,
w parku mej świadomości, siedząc
spokojnie
przy starym dębie,
gdzie wiem, że dostrzegę Twoją jasną
postać
choćby strugi zawistne przeszkadzać wciąż
chciały.
Przyjaźni bezinteresownej
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.