w lustrze
z tym panem spotykam się codziennie
od niepamiętnych czasów niezmiennie
przekazujemy sobie przyjazne ukłony
rozglądając się we wszystkie strony...
na jego twarzy maluje się obraz zmienny
raz jest smutek a raz uśmiech promienny
nadzieja na twarzy też ma iskierkę swoją
z pokorą i wiarą, które są jego
ostoją...
mnie jego nastrój zawsze się udziela
czy to jest zwykły dzień czy niedziela
chociaż raz chciałbym by inaczej było
niestety na chęciach już się kończyło...
wniosek jest jeden bardzo oczywisty
ten pan to... mój obraz rzeczywisty
w krystalicznej tafli lustra pokazany
mijającej już chwili kadr zatrzymany...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.