Mały ptaszek (6)
Rozdział 2. Jacek.
Wróciliśmy do samochodu, pojechaliśmy całą
trójką do Agnieszki do Komorowa. Jest to
dość duży, parterowy dom, wybudowany
jeszcze przez rodziców Agnieszki. W
zachodniej części mieszka jej mama, resztę
domu zajmuje młoda rodzina. Tato Agnieszki
.... cóż, nie dożył nawet ślubu córki. Jej
dwaj bracia mieszkają gdzieś we Francji,
starszy z nich przynajmniej na razie nie ma
zamiaru wracać do Polski ani chyba nawet
przyjeżdżać z wizytą.
Za pół godziny zjawił się Tomasz, chyba
trochę młodszy od Jacka lub w tym samym
wieku, wysoki, barczysty. Długie, kręcone
włosy, bujna czarna broda, miły, pogodny
uśmiech, bardzo sportowy ubiór. Zwykły
młody mężczyzna, wydawałoby się, że jeszcze
student a nie doświadczony pracownik
poważnej firmy. Przywitaliśmy się,
Agnieszka zaprosiła nas wszystkich do
salonu.
-Jacek pracuje w zespole projektującym i
konstruującym roboty i drony dla armii -
zaczął nasz gość, popijając wodę mineralną.
W czasie swojej "prelekcji" Tomasz wypił
chyba dobrze ponad półtora litra zwykłej
wody mineralnej.
-Ich cała praca i efekty są w związku z tym
tajne przez poufne. Dlatego nie mogę zbyt
wielu rzeczy powiedzieć oprócz tych, które
mogę...
Przełknął potężny łyk wody, skorzystałem
więc by wtrącić:
-Proszę się nie obawiać, nic z tej rozmowy
nie przeniknie poza te ściany.
-Nie mogę być tego taki pewny, niestety.
Jacek jest dość kluczową postacią w naszej
firmie i zajmuje się takimi sprawami, że
jest niemal pewne, że państwa dom jest na
podsłuchu.
-Co takiego? Na podsłuchu? - zdumiała się
Agnieszka.
-My mamy drony, roboty i podsłuchy, nasi
przeciwnicy też je mają. Nie można
wykluczyć, że coś jest zadokowane także u
państwa, jakiś „robaczek” na dachu lub przy
oknie. Dlatego nie powiem żadnych
szczegółów, które mogłyby być dla
jakiegokolwiek wywiadu pożyteczne. I tak na
samym początku zapuściłem system
zakłócający, który przez około godziny nie
pozwoli sforsować tej przestrzeni, gdzie
teraz siedzimy. Dlatego myślę, że przez tę
godzinę nikt nie ma szans nas
podsłuchać.
-OK. Ale co nam może pan jeszcze powiedzieć
o Jacku? - zapytała Anna.
-Jacek z Gerardem są szefami tego zespołu.
Jest ich dwóch, bo muszą się wzajemnie
zastępować. Gerard pojechał za granicę,
więc Jacek musiał za wszystko przez pewien
czas odpowiadać. Także za prezentację tego
drona, który na etapie prototypu jest
opracowany przez nich. STEP30 - tak się
wstępnie nazywa ten dronik. Jest to dron
wywiadowczy tak mały, że mieści się w małej
kapsułce, którą można traktować z pozoru
jak taką większą pastylkę. Próba
sforsowania zamknięcia obudowy kapsułki
przez osobę nie uprawnioną skończy się
bezpowrotnym zniszczeniem jej zawartości.
Jacek i jeszcze tylko 3 osoby z jego
zespołu mają uprawnienie do otwarcia
kapsułki. Napastnicy o tym chyba nie
wiedzieli, o tych zabezpieczeniach, ale to
mogło nie mieć dla nich znaczenia. Oni
mieli zadanie wyrwać od Jacka tę pastylkę.
Ten prototyp - to miniaturyzacja i
jednocześnie najwyższa klasa światowa.
Jacek z Gerardem go opracowali, może nawet
właściwie to sam Jacek z pewną pomocą
Gerarda i kilku innych naszych inżynierów.
NATO chce takie cacka zamówić u nas, nawet
nie wiem do czego to ma służyć, więc nie
powiem.
Dość powiedzieć, że wzbudziło to duże
zainteresowanie wywiadu pewnego kraju...
dlatego Jacek jest w niebezpieczeństwie i
dlatego został napadnięty.
Jacek pojechał na prezentację z tą pastylką
z prototypem STEP-a, w środku była także
cała dokumentacja. Ktoś na niego polował,
wiedział czego szukać. Jednocześnie
wiedział, że Jacek w sytuacji "awarii"
połknie pastylkę i złodziej niewiele już
wtedy ugra. Prawdopodobnie dlatego
zdecydował się na atak w tak brutalny
sposób, byle Jacek nie mógł zdążyć połknąć
i w ten sposób zabezpieczyć pastylki. Ale
się pomylił. Jacek, silny i waleczny facet,
zdążył w trakcie szamotaniny to połknąć.
Jak on to zrobił, tego nie wiemy, ale
zrobił. To teraz sprawa szpitala, żeby
wydobył tę "zgubę" z Jacka.
-Ale Jacek nie jest w tej chwili
przytomny!
-Dlatego Agencja Bezpieczeństwa postawiła
przy nim gościa z policji, który będzie go
pilnował do pojutrza, kiedy Jacka przewiozą
do innego szpitala.
-Do innego szpitala? Dlaczego, po co? -
wybuchła Agnieszka.
-Chodzi o jego bezpieczeństwo. A kiedy - to
zależy to od postępów leczenia. Jeśli
lekarze wypuszczą Jacka, to go przewiozą
jutro. Jeśli lekarze go nie wypuszczą z
przyczyn medycznych, to zostanie tam, gdzie
jest, pod opieką Agencji Bezpieczeństwa i
policji.
-To, co pan mówi - skąd pan o tym wie? -
zapytałem trochę zniecierpliwiony i
zaniepokojony.
Odpowiedź padła po dłuższym czasie z powodu
łykania całej szklanki wody przez naszego
gościa.
-Przepraszam, muszę dużo pić, zwłaszcza
dzisiaj.... Okej, to co wiem, to co mówię,
wiem od oficera, który u nas się zjawił i
który mnie i parę innych osób
przesłuchiwał. Oni już mają prawie w ręku
tych facetów, którzy napadli Jacka. To byli
jacyś frajerzy, nie profesjonaliści.
Zostawili tak dużo śladów po sobie...
-Co na przykład?
-Na przykład nagranie rozmowy Jacka z
panem, gdzie na końcu facet trzymając
ukradziony telefon otrzymał polecenie od
kumpla: "Wypier.... to" czy coś takiego. Ze
względów bezpieczeństwa telefon Jacka był
na podsłuchu i to się nagrało, być może
nawet film się nagrał. To jedyne
wypowiedziane przez nich słowa, które się
nagrały, ale to może wystarczyć do
identyfikacji mówiącej osoby. Analitycy
mowy nie będą mieli problemu udowodnić na
podstawie tego nagrania, kto to mówił.
-No tak, ale najpierw trzeba gościa złapać
- powiedziałem z pewną dozą nieufności.
-Okej, nie o tym mamy mówić. Jacek oberwał
od tych gnojków dlatego, że chcieli, by nie
zdążył połknąć pastylki, ale Jacek
wyciągnął ją z telefonu...
-Z telefonu? - zdumiała się Anna.
-Tak, z telefonu, w którym jest taki
schowek, że mieści się ta pastylka. Dlatego
ukradli mu telefon myśląc, że mają to, na
co polowali. Gdy uciekali, to go wyrzucili
przez okno samochodu. Pewnie spanikowali,
że ten telefon spowoduje namierzenie ich
przez naszych ludzi. Wcześniej sprawdzili,
że nie ma pastylki w środku. Musieli się
nieźle wkurzyć. Cała robota na nic, a
dekonspiracja siatki wywiadowczej w efekcie
niemal prawie pewna.
-Czy agenci znaleźli ten telefon? -
zapytałem.
-To, co najważniejsze, mają - pamięć i inne
ciekawsze rzeczy.
-Jak to - tylko pamięć?
-Tak, bo złodziej wyrzucił z taką siłą
telefon, że się rozsypał na jezdni. Po
jakimś czasie, gdy przyjechali śledczy,
niewiele znaleźli, za wyjątkiem kawałków
obudowy, baterii, pamięci itp. Resztę
zabrały opony samochodów, które przewaliły
się przez tę ulicę w międzyczasie. Ale
pamięć i to, co w niej zapisane, jest w
Agencji.
-To dlatego zerwało się moje połączenie
wtedy z Jackiem - przypomniałem sobie.
-Tak czy owak Jacek oberwał, niestety,
porządnie po głowie, jakimś żelastwem i
uderzeniem o beton. Niezmiernie mi przykro,
proszę państwa, że tak się stało. Trochę
miał pecha, że znalazł się w miejscu dość
pustym, w którym atak w ogóle był możliwy.
Szkoda, Jacek to niesamowity facet...
-A gdzie to się w ogóle zdarzyło? - spytała
Anna.
-W Pasażu Zachodnim, o tej porze prawie
pustym.
-O, Boże, on chyba chciał wpaść do mnie, bo
to przecież prawie ten sam adres, co moja
redakcja - załamała ręce Anna.
-Trudno, nie ma co rozpamiętywać, Aniu -
powiedziałem. - Proszę, niech pan
kontynuuje, panie Tomku...
-Właściwie to już wszystko w tej sprawie,
co mogę powiedzieć, resztę państwo sami
znacie - zawahał się i wypił znów szklankę
wody.
-Dlaczego pan uważa, że Jacek to
"niesamowity facet"? - spytała Anna.
-Tak, on jest świetny w swojej robocie. To
pasjonat, ciągle coś wymyśla. Jest chyba u
nas najlepszy, jako projektant i
konstruktor tych cacek, którymi się
zajmuje. Wyobraźcie sobie państwo, że na
początku roku zrobił takiego małego
ptaszka...
-Czarnego? - nie wytrzymałem.
-Tak, czarnego. Wie pan coś o tym?
-Niezupełnie, ale domyślam się czegoś.
Proszę kontynuować!
-No właśnie, ciekawa i fajna zabawka, bo
Jacek to zrobił trochę dla zabawy. Roboty
diagnostyczne to moja specjalność...
-Roboty diagnostyczne? Co to takiego? -
spytała Agnieszka, pewnie zainteresowana
tematem z racji swojego dyplomu
lekarskiego, choć na razie odłożonego na
półkę z powodu wychowywania dzieci.
- Jacek nie mówił? Roboty diagnostyczne to
specjalistyczne aparaty, które wykonują
wstępne, choć czasem nie tylko wstępne,
badania medyczne. Często u dużej grupy
pacjentów. Taka mała pszczółka, jak my to
cacko nazywamy pieszczotliwie, fruwa
bezgłośnie, nadzoruje i zbiera dane
diagnostyczne od pacjentów w szpitalu. Ale
nie tylko. Może fruwać w koszarach
wojskowych, gdy wszyscy są w środku nocy na
swoich łóżkach i robić badania żołnierzy,
kiedy śpią w najlepsze. Nawet nie wiedzą,
że troskliwa pszczółka ich bada i jest w
stanie niemal natychmiast wychwycić jakieś
nieprawidłowości w organizmie żołnierza.
-Jak to? - zapytałem, dość zaskoczony.
-Nie bardzo mam czas o tym opowiadać, bo
już późno. Jacek państwu o tym opowie, jak
wróci. Mogę tylko króciutko zdradzić, że
niepozorna pszczółka ma cały asortyment
badań, które jeszcze kilka lat temu trzeba
było wykonywać w różnych laboratoriach
analitycznych. Jedna pszczółka może zrobić
te badania w jedną noc wśród na przykład
kilkunastu - kilkudziesięciu żołnierzy.
Bada, analizuje, przekazuje do systemu
zarówno badania, jak i komunikaty
alarmowe.
-Komunikaty alarmowe? Co to takiego? -
zapytałem, coraz bardziej zaciekawiony.
-Na przykład o chorobie serca, o cukrzycy,
chociaż ktoś o tym jeszcze może nie mieć
pojęcia...
-Coś podobnego! - krzyknąłem i spojrzałem
na Annę. Ta miała kamienną twarz, która nic
nie zdradzała, o czym myśli.
-Tak, właśnie tak - kiwnął głową Tomasz i
połknął kilka łyków płynu.
-Zaraz, a czy taka niepozorna pszczółka
umie gadać? - spytałem desperacko.
Tomasz się roześmiał.
-Nooo, nieeee, pszczółka jeszcze nie umie
gadać. Ale .... Jacka ptaszek umie.
Tym razem Anna schowała twarz w dłoniach i
chyba zaczęła chichotać.
-Chwilę, nie rozumiem. Jaki jest związek
między Jacka ptaszkiem a pana pszczółką?
Przecież to dwa różne gatunki...
Tym razem wszyscy się roześmieli. Tomasz
łyknął następną szklankę wody i
wyjaśnił.
-No więc dzieło Jacka - także dość nieduży
ptaszek - to nasza pszczółka zapakowana w
obudowę ptaszka.
-W obudowę? To znaczy to nie jest prawdziwy
ptak?
Anna, miałem wrażenie, pokładała się ze
śmiechu.
-Aniu - spytałem - ty coś wiesz więcej ode
mnie na temat ptaszka?
-Nie, przecież ptaszek to twoja
specjalność. Podobno gadałeś z nim, nawet o
moich piersiach...
Znowu salwa śmiechu, po czym Tomasz rzucił
końcową uwagę.
-Przepraszam, muszę już iść. Jeszcze tylko
wyjaśnię kwestię ornitologiczną. Otóż Jacek
we współpracy z naszą pracownią biologiczną
zrobił taki okaz ptaszka, że mógł on
rzeczywiście oszukać niejednego ornitologa,
zwłaszcza takiego ze słabszym wzrokiem.
Nasi specjaliści od robotów
pseudo-biologicznych umieją już całkiem
nieźle wyhodować mały, po części sztuczny,
po części autentycznie naturalny organizm
właśnie ptaka, owada, w ogóle małego
quasi-zwierzęcia. A nasz – właściwie
Jackowy - ptaszek ma wszystko co trzeba -
piórka, skrzydełka, nóżki, pazurki, oczy,
niebieski dziobek...
-Jak to, niebieski? Czy nie żółty? -
zdumiałem się.
-Noo, jak się znam na kolorach - to
niebieski...
Tym razem Anna była zaskoczona:
-Naprawdę niebieski? Rzeczywiście też byłam
przekonana, że żółty.
-Oczywiście, że niebieski. Przecież dlatego
Jacek nawet nazwał go Blusek, doskonale
pamiętam. Wszyscy chcieli pogadać z
Bluskiem, bo oprócz tego, że gadał, to
jeszcze na czyjąś prośbę puszczał ładne
kawałki ze starego 20-wiecznego repertuaru
bluesa, ale nie tylko bluesa.
-Czyli był swego rodzaju odtwarzaczem
muzyki?
-Nie tyle był, co jest. Zaraz, chwileczkę.
Przecież pokażę go państwu, jeśli stoi na
Jacka biurku, tak jak to było rano.
Tomasz wyjął swój telefon i po kilku
"manewrach" na wyświetlaczu pokazał nam
widok z biurka Jacka, gdzie stał ... mały
czarny ptaszek z niebieskim dziobkiem.
Tomasz pokazał nam na ekranie, że to
wszystko co widzimy, dzieje się w obecnej
chwili, bo kamera znad biurka Jacka
wyświetlała aktualny czas i datę.
-To znaczy, że mały ptaszek z niebieskim
dziobkiem ma braciszka, ptaszka z żółtym
dziobkiem - wykrzyknęła Anna. - O ile wiem,
leży on sobie teraz grzecznie w pewnej
szufladzie w pewnym domu na Bemowie.
-A czy to jest ten, co zainteresował się
moim rzekomo chorym sercem? - zapytałem.
-Jeśli nie ma trzeciego braciszka, to w
takim razie tak, to jest ten - odparła Anna
z rozbrajającym uśmiechem.
-Okej, proszę państwa, już mnie tu nie ma,
bo jest późno i to bardzo. Resztę powie
państwu Jacek, jak wróci ze szpitala. Ja
już uciekam - rzucił Tomasz i za chwilę
wyszedł.
Komentarze (8)
zaintrygował mnie ptaszek z niebieskim dzióbkiem
Anna
Beata
Madame Motylek
Miło mi, że "Mały ptaszek" daje się czytać i że się
podoba. Zapraszam do czytania następnych odcinków.
Dziękuję serdecznie za odwiedziny, wszystkie
komentarze i pozdrawiam..
Wychodzi na to,że mój ulubiony ptaszek to klon!:))
Pozdrawiam
Witaj Januszu:) Poruszasz kilka wątków, powoli
zbierasz w całość pozostawiając wiele niedopowiedzeń
aby czytelnika trzymać ciągle w napięciu. Przemyślane,
pełne fantazji opowiadanie i oczywiście chętnie
przeczytam dalsze odcinki.
Pozdrawiam:)
ale wciągające opowiadanie!!!!
Bronisława
Amor
Mały ptaszek zaskakuje? Jeszcze nie wszystko o nim
wiemy, jeszcze nas zaskoczy.
Dziękuję za wizyty, miłe słowa i zapraszam do czytania
dalszych odcinków.
Pozdrawiam.
Bardzo fajne, ciekawe opowiadanie.
No niezły ptaszek, wciąga mnie coraz bardziej ta
książka