Manifest zatwardziałego serca
Zatwardziałe serce,
nieczysty krystalicznie organ,
obolały poruszyciel,
bije coraz mocniej, szybciej,
raniąc i okaleczając.
Wypełnione Pocieszycielem naczynia,
wibracjami rozbija
w kole bez środka rozsypało sól, by
odstraszyć dawnych przyjaciół,
potrafi lewitować, reszta członków jest
zbyt ociężała.
Jeszcze bije ostatkiem sił dla
nielicznych,
bo tej bezwzględnej większości
nienawidzę,
pragnę ich obdarować popromiennym ciepłem z
ostatecznego końca,
które nocą spopiela sny w niemocy
odpczynku,
zamieniając skóre w galaretę nakarmioną
rozczepionym atomem,
wyrywam języki za ostatnie życzenie,
wybijam zęby przy ostatnim kęsie,
wydrapię oczy na widok, wypalającej fali
rozżarzonego oceanu.
Zimne ale ciągle bijące,
ciałem poruszam choć jest odłączone,
od właściwego zasilania,
rozbłyskującego ponad magnetyczną burzą,
reaktora,
wystarczy stara wtyczka, małe
pragnienie,
kilka iskier, smród spalenizny,
koło licznika zaczyna się krecić,
niedługo do drzwi zapuka inkasent
elektryk,
wręczając białą ksiażeczke, radością
wypełniony,
energetyczny śpiewnik pełen modlitw.
Zaczynam zwalniać,
przywalone gruzem zburzonych świątyń,
góra kamieni rośnie,
mój grobowiec jest coraz większy,
z niedopieczonych naleśników,
lepkiej truskawkowej krwi,
lęgnie się coraz więcej robonów,
odesłanych przez małego demiurga na adres
zwrotny.
Przygniecione i ukamieniowane,
przy rozległym zawale,
jeszcze sobie marzę,
o złotym strzale przyniesionym przez
wiatr,
z pneumą dla nie bijących już gości.
Komentarze (1)
Przeraził mnie ogrom tekstu, ale nie żałuję:)