Martwe gniazdo...
Zbudowałam gniazdo
Wysoko , w przestworzach
Na skalistym brzegu...
Tam zamknięte morzem
Zimnej tafli sztormem
Twierdzą mi było , mym domem
Słowa śmiałe , zbyt kuszące
Strącałam z lubością
W przepastne czeluści
Mej obojętności
Byłam niemym ptakiem
Dumnym , władczym ...
Harpią
Z zimnym błyskiem oka zabijałam myśli
Byłam !
Zapukałeś tak głośno ...
Tak głośno , choć niemo
Milczeniem zbyt śmiałym
Stanąłeś u wrót mych
I wyrwałeś pióro...
Bez lęku , zuchwale
Bawiłeś się nim , tuliłeś
Przyciskając do ust
Szeptałeś
Skradłeś mą zdolność do lotu
Do lotu na kres mej drogi
Do walki , o moją miłość
Skradłeś !
W erozji skały , skruszyły twierdzę
Tą jedną kroplą przyniosłeś śmierć
Dziś jest cmentarnym , pustym obrazem
Szlochem mej duszy
Idę tam sama , idę w szeleście
Sukni mej czarnej...
Żałobnym tonie
Patrzę za cieniem , patrzę ukradkiem
Żądzą niesiona błąkam się niemo
Ciasną i mroczną trumny otchłanią
Zasypiam , co noc ...bez Twoich ramion
Miłość i słowa , w ciernia koronie
Zasiane kwiaty lodu , w mym łonie
Krwawi ma myśl
Krwawi me serce i obumiera
Kona , w minuty nocnej posłaniu
Jak kochac teraz ?
Jak poczuć oddech ...jak wrócić ..jak!?
Zapada zmrok , ja w słowach tonę
Oczy me bładzą , po białych kartkach
A myśl urwana liczy oddechy
Twoje oddechy!
Cisza
Znów...
Umarłam
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.