Marzeniom wbrew
Ptak , który ponad niebo jaskrawe się
wzbija
Tańczy, szybuje, na drodze garstkę chmur
napotyka
Kłąb dymu te najgłębsze myśli kradnie i
zabija
Namiętności nie spostrzeże, co piękne w
nienawiści się zamyka
Nieprzytomny oddech wzbudza poczucie
bliskości
Coś w życiu zagasło, ale kiedyś się na nowo
rozpali
Wiatr rwie wciąż naprzód, wzbrania uczucie
miłości
Przylatuje ponownie ptak zagubiony z
oddali
Delikatność kochania, była zawsze u boku
Pomimo wszystko, scena koszmaru
ustała...
Nie wiem co się stało, razem nie
przejdziemy już ani kroku
Coś cennego pękło, ale dusza nie
zmarniała
Dni, tygodnie, miesiące w samotności,
nieustannie upływały
Łzy z policzków wypaliły zdradliwe
słoneczne promienie
Zapomniały o chwilach, zapomniały o tym, że
kochały
I przeminęło nic nie znaczące już
wspomnienie
Źdźbło trawy na wietrze frasobliwie się
kołysze
Mój skromny uśmiech uleciał z liśćmi
drzew
Naiwnie ufałam, nawet w Twoich słów
ciszę
Teraz już wiem, nie chcę kochać, może
marzeniom swoim wbrew
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.