Bezdroża ludzkiej obojętności
Prawda o czlowieku i swiecie...
Bezdroża, po których krążą pragnienia
zaspane
Rozczarowanie skruszone, na obojętnych
twarzach malowane
Kolejny świt przepelniony żalem bezustannym
Zaćmiona radość, i tęsknota o chlodzie
porannym
Ścięty z pęku drzewa krzyk lekko się
unosi
O poprawę zatrutej monotonności ludzkiej
wnosi
W cieniu zanikająca nadzieja, na niej
tysiąc tekturowych spojrzeń
Bezsilnością owinięte opadle starania,
zmęczone ścieżką ciąglych dążeń
Na pustej ścianie gaśnie drugiego serca
odbicie
Samotność
Ze strachem obok Ciebie zjawia się
skrycie
Szumu milczeniem bez skrupolow niszczy, w
końcu zabija
Kolejna dusza bez wspolczucia bezmiar
smutków mija
Woń szczęścia , już nie do poczucia, kiedyś
o zapachu wrzosu
Widzisz ten mrok niepotrzebnej nienawiści?
Braknie cieplego glosu...
Zatracająca się dobroć, zagubiona milość,
świat przymglonych tchnień
Na niebie srebrzysta kaskada
niespelnionych, ludzkich marzeń
Dzień jak i noc ociemnialy
W pamięci zbyt dawnej, widok idealności
wspanialy
Potrzeba jeszcze jednego uśmiechu
Aby żyć, aby nikt nie zabral nam oddechu
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.