Zaczelo się nic, a wszystko się...
Kwiaty, co kolory tęczy ukradly
Pięknie rozkwitly, kiedy odeszedles w sen
glęboki zapadly
Mialy szansę jeszcze się zbudzić
Niestety, uschly...marnie było się
ludzić
Życie ich zniklo razem z Twoim śmiechem
Może to był sen? Może wszystko było blefem?
Gdzieś na krańcu świata, tam gdzie zachodzi
slońce
Bezkresne smutki się plączą, pośród
zwiędniętych kwiatów na lące
Każda myśl nieświadoma wbija się w wiatr
przeźroczysty
Kolejny dzień nie posiadający sensu, wita
poranek mglisty
Znów pusta godzina za godziną, jak Ty,
przemija
Zalany bólem cios.. Tęsknota nóż w
bezbronne serce wbija
Na brzegu morza, tam gdzie slychać szum fal
nieustający
Na skraju zbocza, widać wspomnienie i wzrok
Twój ciągle kochający
W miejscu gdzie zaczęlo się nic a wszystko
się skończylo
Pośród zagubionych chwil radości, kiedyś
coś iskrzylo
Pominięte przez dwa kwiaty, przepelnione
obojętnością
Wtedy to był urodzaj, teraz nie można
nazwać go milością
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.