Matka mych ran
Niczym nie osłonięta myśl
Wylatuje z głowy
I już nie powraca…
Nie chcę pamiętać,
Nie chcę jej znać,
Więc zasłony w umyśle poskracam…
Moja droga matka
Czeka na mnie każdego wieczoru.
Przygarnia pod czarne skrzydła,
Przytula swe wyrodne dziecię,
Broni przed niebezpieczeństwem…
Już sama nie wiem,
Czy moje łzy- jej cierpieniem?
Czy mój ból- jej wybawieniem?
Wyrywam pióra, chcę uciec z jej objęcia,
Lecz więzi mnie, wbija szpony…
Cieszy ją widok krwi…
Przywołuje demony…
Czule odgarnia me włosy,
głaszcze po głowie,
lecz o tym, jak bardzo się męczę,
na razie się nie dowie…
Czy ona mnie kocha,
Czy nienawidzi?...
Jak każda matka martwi się moim
żywotem,
Lecz nieustannie mnie krzywdzi…
Czy to moja przestrzeń życiowa?
Czy to dobre przeznaczenie?
Czy nie mogę się przed nią schować?...
Dlaczego boli mnie każde boskie
zaprzeczenie?…
Świętość już dawno mnie opuściła…
Matka się o to postarała.
Moją straszną śmierć u Disa*
wybłagała…
Pozwól oddychać,
Ty, która podarowałaś mi śmierć…
Podstawiłaś ją na talerzu
I codziennie każesz ją jeść…
Uwolnij mnie, błagam ostatni raz!…
Wolność to życie, wolność to
świat!…
Czy można nazwać miłością
więzi ogniw łańcuchowych?...
Czy można widzieć prawdę
bez oczu kryształowych?...
Matko, która mnie przygarnęłaś,
porzuć teraz jak psa niewiernego!
Matko, która mnie zła nauczyłaś,
Wypuść z objęcia piekielnego!
*Dis= Lucyfer, władca piekła (według "Boskiej komedii" Dantego Alighieri)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.