Miejska Dżungla
Kiedy tak siedzę sobie na krześle
jak pijak sączący krew nędznych
mistrzów,
a w mieście moim, ach w moim mieście
ksiądz rozrywa serce Afrodyty.
Siedzę na mym krześle, mamo moja droga
myśląc, dlaczego chmury płaczące
idą w moją stronę, już u mego proga
wołają o pomoc nad zgniłymi liszkami.
Szarańcza potęga, spija królów krew.
Morduje to, co piękne, stare i nowe.
Nim się obudzi, nim nadejdzie zmierzch
Już nic nie będzie, Babilon nadal trwa.
Patrzę w oblicze miasta, nędznego
świata,
jak delta życia uchodzi do grobu.
Popioły zasypują, stracony poeta
naćpany gniewem i żalem wzdycha.
Co jest z tym światem, gniewem
ignorancją,
Szantażem, egoizmem, złem codziennym?
Robaki ze swoją żelazną arogancją
w nirwanę prawości próbują zamienić.
Już łapią za sztylet, jak niebios
potęga,
próbują odnaleźć prawe wrota.
Pragną wolności, wyjść z tego cienia
jak Apollo walczyć...i nie upaść.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.