Milczenie (proza)
Noc. Pusty pokój rozświetla jedynie żółtawa
poświata ulicznych latarni… Zanurzam się w
nostalgii powracających wspomnień… Kanapa,
fotele, stół i inne czworonogi… ― tkwią
nieruchomo w przepływających drobinkach
kurzu. Mityczne skamieliny odciskające w
podłodze swoje piętno niczym prehistoryczne
amonity.
Idzie od okna księżycowa smuga. Pełznie po
ścianie, portretach dawnych władców, którzy
patrzą na to wszystko w wyrazem
obojętności. Milczące popiersia,
przedmioty, rzeczy… ― wszystko zawieszone w
jakiejś dziwnej substancji czasu, milczące
tym milczeniem tęsknoty i opuszczenia.
Na podłodze stos albumów, wypłowiałe
plakaty, filmowe fotosy, uśmiechnięte
twarze dawnych aktorów… Coś do mnie mówią,
coś szepczą. Szumi mi w uszach od nadmiaru
powietrza, od pędzącego nurtu mijających
lat, miesięcy, dni… Gdzieś coś
zaszeleściło… Nie. to tylko wiatr poruszył
gałęziami drzewa za otwartym szeroko oknem.
Więcej nic, poza potęgą otchłani, szalejącą
nostalgią mroku.
W lustrze stojącego trema niewyraźny zarys
postaci. Kto tu jest? Czy ktoś tu jest?
Milczenie rozsadza pulsującą czaszkę,
buzująca gorączką krew…
Czyjeś kroki rozchodzą się echem pobladłym
do zimna, w chłodzie skamieniałej rozpaczy,
w labiryntach smutku… Gdzieś w oddali,
trzaskają od nagłego przeciągu drzwi bez
klucza, od zgiełku szalejącej we mnie nocy.
Falują wzruszane westchnieniem płótna
zakurzonych pajęczyn, szeleszczą zapisane
kartki.
O czym był ten tekst? Nie pamiętam. Ale
wiem, że deszcz wtedy nadciągał w
jaśniejącym snopie znad krzaku herbacianej
róży. I coś szeptało w potoku słonecznego
blasku. Zaszeptało do cienia o
rozwichrzonych kwiatach, kiedy przystanąłem
na chwilę na tej alejce w parku,
przechodząc raz jeszcze, nie przechodząc
wcale, lecz myślą, wspomnieniem, bólem
niezapomnienia…
Coś się przekształca i tai. Wstrząsa mną
tym drżeniem. Przybywa z pustki i podąża na
powrót do niej, w sen zamieniając się
potrójny… Rozkładam szeroko skrzydła i
kołuję niczym albatros w kobaltowym niebie
i podążam nad wilgotne, pachnące apteczną
wonią czerwcowe pola…
A dalej? Dalej rozpościera się jedynie
śmierć zagadkowa, bezbrzeżna strefa
nicości… Umarli idą powietrzem, widma o
nieustalonych rysach twarzy. Zmieniające
kształty byty, pozostałości dawnego życia.
Kłębią się jak obłoki. Giną. Pojawiają się
nowe… I przechodzą na powrót, i zacierają
się, i łopoczą na wietrze bezkresnego stepu
niczym podarte, szare łachmany…
Trawa faluje wokół mnie. Ociera się o
łydki ostrzami wysuszonych źdźbeł. Znowu
nastąpił przeskok czasu i miejsca, jakby w
krótkim błysku flesza. Rozpędzone atomy
rozpalonej wciąż radiacji przeszywają z
cichym chrobotem membrany moich bolących
uszu, moje wynędzniałe, poranione ciało… To
tutaj ktoś wołał o pomoc i umarł. Skonał w
męczarniach nowotworu. Resztki budowli,
spalone, czarne ruiny, nuklearne jeziora,
kratery… Ciało już dawno umarło, lecz
wieczne komórki rosną nadal w betonowych,
brunatnych naroślach przeciwatomowych
bunkrów…
Skorodowane kable niczym krwionośne
naczynia, żyły, oplatają gęstą siecią
pozostałości rozdzielczych tablic, stalowe
drzwi, podziemne korytarze, korytarze…
korytarze… Chłód, pleśń i piwniczna woń
rozkładu… Grobowiec potwora. Schronienie
wszelkiego odpadu zatopione w mdławym
zapachu promieniowania i elektryczności
sprzed dziesięcioleci. Kurz i pył. Tak
jakby ślady rozmazanej krwi… Zatarte
numery, jakieś napisy, pożółkłe kartki
kalendarza. Królestwo opuszczenia i
ostateczności…
Poprzez pokłady zapomnianych epok, ktoś się
ze mną bezustannie komunikuje na
słyszalnych (tylko przeze mnie) kosmicznych
falach szumiącego eteru, modulowanych
gwizdach, jak przy strojeniu radia. Kto?
Moja introwersja. Tylko moja. Jedyna. Czego
chcesz ode mnie, zjawo? Co mi chcesz
takiego ważnego przekazać?
Coś zsunęło się z cichym szelestem
pogniecionej kartki. Wzruszone podmuchem
wiatru? Moim poruszeniem? Nie-moim? Więc,
czyim? Odwracam się… Nic. Milczenie.
Absolutne milczenie.
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-05-15)
https://www.youtube.com/watch?v=S4buM4GTSdo
Komentarze (6)
Arsis! Nie tylko z Tobą się komunikuje ten Ktoś. Ale
otoczenie w to nie chce wierzyć, tak jak nie chce
wierzyć w porwania ludzi na inne planety. to się
dzieje naprawdę.
Ten Twój mrok niesamowicie wciąga czytelnika.
Mroczny posiedziałbym bardzo mroczny ale napisany
pięknym stylem .Pozdrawiam.
Po raz kolejny zanurzyłam się w Twoim świecie...
Zabierasz w mroczne zakątki, które ubrane w samotność
i pełzającą śmierć, zostawiają uczucie strachu.
Obrazowość prozy przenosi w tamte miejsca i jest
realistyczna.
Szkoda, że nie piszesz liryki, na pewno byłaby cudna..
fajnie, a z drugiej strony jakże inaczej wobec prozy
E.Hemingwaya czy R.Carvera.