Miłość
Na świat przybyłam
Z łona nienawiści
Sam diabeł poród odbierał
Czarną pępowinę psy rozszarpały
We krwi obmyta
Miast w Styksu wodach
Żyłam bezsensem
Wyzuta z tęczy byłam
Ciemne włosy oczy brąz
Szara suknia jak ma dusza
Karmiona złem trwałość kamienna
Jednym muśnięciem Twym zburzona
Dłonie oplotłeś piórami złocistymi
Oddechu szukając pochyliłeś się
I z łoża martwoty podniosłeś mnie
Jak słowika co nigdy nie kwilił
Twoje objęcia przyjęły mój krzyk
Dziecka śpiew nocą narodzonego
Pocałunki Twoje
Piersiom swym powierzyłam
Usta czarne na szyi anielskiej
Odbiłam
Pod świetlistymi skrzydłami
Azyl od przeszłości znalazłam
Lecz miłość przywoła zawistnych
Do naszej latarni zło drogę ma czystą
Złoto Twych piór czmychnęło
Moc unoszenia ulotniła się
I tak z nieba
Na ziemi wróciliśmy grób
Sczerniałeś Zarahelu
Zapomniałeś że istnieję
Lecz gdy ty łzami pył moczyłeś
Wplotłam szczupłe dłonie
Między cztery skrzydła
Podzieliłam ból i zgryzotę
Stań przede mną Kochany
Ostatni raz pogładź moje włosy
Ogrzej mój policzek rozpal moje uda
Nie wzdrygaj się nie cofaj dłoni
Swoje także przecięłam
Splećmy naszą krew
Osuwamy się na bladą trawę
Pod cieniem drzewa co nie istnieje
Razem zaczęliśmy razem zakończymy
Nikt nas nie zapomni
Nikt nas nie pamiętał
Ustami połączeni odchodzimy w kres
Pięknie żyjemy By pięknie umierać Byle razem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.