Miłość bezdomna
Miłość bezdomna
po świecie się błąkała.
Samotna, smutna, skrzywdzona.
Wykrzyczana bólem w zła godzinę.
Świat zbyt dla niej chłodny jest,
więc bez ciepła serc kona.
Ktoś obok niej przeszedł
i nie zauważył,
ktoś inny wykorzystał
za pieniądze,
ktoś dał jej szczyptę nadziei,
więc ożyła nieco,
jak po chleba kromce.
Aż wiosną się włócząc,
do parku trafiła.
Od pewnej ławeczki
ciepłem promieniało
i serca wzlatywały,
więc się w serca schroniła,
scaliła je mocno
i tak już zostały.
Gent
Komentarze (5)
Piekna jest ta ostatnia zwrotka,myslalam ze nie
odnajdzie sie to uczucie a jednak znalazlo swoja
poloweczke..
smutny tytuł i smutny początek...ale koniec jest
śliczny...
Jeszcze ławeczka nadal tam stoi
Pocięta myślą, nadzieją goi
Swe utęsknienie w szramach na deszczu
Czy Ty przysiądziesz tam kiedyś jeszcze?
Czy Ona obok, jak zwiewna panna
A w oczach śpiewa pełna hosanna?
pewnie co niektórzy przyczepią się do rytmu ale dla
mnie ta nadzieja którą opisujesz jest bardzo barwna,
cóż nie wszyscy w nią uwierzą ale słowa i nadzieja to
podobno dwa symptomy cudu..:)
Bardzo ładny wiersz...daje nadzieje takim jak ja:)
Pozdrawiam...