Miłosc i ból ...
Nagromadziłam szczęścia w mym sercu.
Serce ze szczęścia rozpalone,
robiło się coraz bardziej krwiste,
byłam szczęśliwa.
Nagle coś jakby igiełka sosny
w serce się wbiło
i niczym najostrzejszy nóż kroiło
na miliony kawałków.
Co teraz?
Ludzie ratunku, pomocy!
-krzyczałam.
Myśląc już, że umrę
znalazłam ratunek
w wolno płynącej rzeczce
otulonej dookola miękkim
jak jedwab mchem.
Mocząc białe palce w niej,
rana sie zabliźniła,
ale dalej pozostał ból.
Szukając pomocy,
życie coraz szybciej
traciło sens.
Osoba co dała mi
kiedyś tyle szczęścia,
znienawidziła mnie,
wbiła mi sztylet
prosto w serce.
W pewnej chwili
zobaczyłam światło
marzeń najszczęśliwszych,
serce abiło mocniej,
powrócił sens życia,
ból zniknął...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.