Miłości gniew
Południe zegar wymierza
na ławce w parku uwalniam od rzeczywistości
sie
marzę i myśli krążą obok mnie
różowe okulary na nos zarzucone
z dumą w świat wpatszone
obok mnie para ludzi przechodzi nagle
to chłopak i dziewczyna za ręce trzymają
sie
obserwuję ich, przypominając sobie
Ciebie
jak ze mną na tej ławce w splocie dłoni
byłeś
patrzę na ich każdy gest
na twarzy pojawia sie uśmiech
ręce puszczają swe, ku skroni biorąc je
pieczęć swego szczescia pocałunkiem dzielą
sie
uśmiech z twarzy mej znika niczym miniony
dzień
znajomu urywek twarzy
oczy zadziwione i jednoczesnie
przerażone
on odwraca głowę swą
juz nie patrzy na nią
oczy jego niebieskie na moje wpatrzone
nogi jego do biegu gotowe
na twarzy mej na poliku różowym stado
łez
wstaję i biegnę ile sił, on za mną chcąc
dogonić mnie
zatrzymuję sie, on przy mnie
pocałunek ostatni na ustach mych
ślad na policzku od mej ręki
uraniam kolejną łze, lecz ocieram wszystkie
je
ide wolnym krokiem choć nienawiść ma
ogromna jest
zbieram ją, dusząc w sobie
lecz on znowu podbiega
złośći ogrom mej
uderzam w policzek
w serce jego bije
przypominajac sobie wszystkie z nim
spedzone chwile
tłum ludzi odciąga od niego mnie
biegne! nie zatrzyma już mnie!
krzycząc : zostaw mnie !
nową dziewczyną zajmij sie !
Dla zranionych serc...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.