Mój Zachód Słońca
Dla tego...
Patrząc w otchłań przez okno bólu i
tęsknoty
Nagle oślepił mnie tajemniczy blask
złoty.
Jak jesienny, maly listek musnął me
oczy...
Już chyba nic aż tak bardzo mnie nie
zaskoczy.
Blask płonąć zaczął samotnej duszy
cierpieniem,
Malował na niebie coś, co jest mym
marzeniem.
A różdżką w swej dłoni dotknął czerwień
ognistą.
Która stała się nagle purpurą
przejrzystą.
Rumak mroku błądził w labiryncie
miłości,
To słońce nie pozwala mu przykryć
jasności.
Czarny, samotny jeżdziec walcząc z wiatru
siłą,
Tak bardzo pragnął zatrzymać tę chwilę
miłą...
Tę jedyną chwilę, która daje nadzieje,
Bo światło prawdy jeszcze w tunelu
widnieje.
A blade już słońce nucąc pieśń o
miłości,
Zakrywa się chmurką i zasypia w
ciemności.
I odchodząc od okna spojrzałam raz
jeszcze...
Wróciły wspomnienia, kóre będą trwać
wiecznie...
...który odszedł...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.