Mój znajomy Syzyf
Kubie
Jak Syzyf pod górę toczysz,
nauki przeklęty kamień.
Tylko czy gdy go wtoczysz
to coś Ci jeszcze zostanie?
Czy kiedy będziesz na szczycie
z ciężarem cennym u boku.
Powiesz: ja żyłem przecie
w zgodzie ze wszystkim wokół.
Czy jeśli spojrzysz na drogę,
którąś przebył z mozołem
myśl nie zaszumi Ci w głowie
młodości nic nie uszczknąłem.
Czy kiedy wpadniesz już w kierat,
codziennych zmagań i pracy
nie staniesz czasem na chwile
jam jednak coś chyba stracił.
Czy świata Ci nie przesłonił,
celów wędrówki prawdziwych?
Można iść troche wolniej
pchając ten głaz w koleiny.
Oby zawsze stał Waszeci,
dniem i nocą w każdej dobie,
Morał co werowcom świeci
czyń drugiemu co chcesz sobie.
Byś nie macał po próżnicy
nieświadomy swojej drogi
lecz jak święci podróżnicy
zawsze śmiało stawial nogi.
Niechaj sama Ci rozłoży,
praw natura swoje dary.
A Ty dary śmiało spożyj,
w używaniu strzegąc miary.
A gdy włożysz należycie,
obowiązków na się brzemię
Wspomnij tedy całe życie,
że zły wół co orząc drzemie.
Ruszaj wtedy śmiało przodem
siłą wszelkie zwalcz przeszkody
świeć przykładem przed narodem
Ruszaj przodem Bracie Młody!
Gdy już wyjmiesz aż do końca
swej opieki cenne łaski
nie martw sie zachodem Słońca
lecz się ciesz na wschodu blaski.
A wyjąwszy potem z wolna
acz ostrożnie z życia morał,
Myśl owłądnie Cie swobodna,
że nikt nie mial co nie orał
I obtarłwszy sobie w końcu
z czoła pot po trudach ziemi
wspomnij sobie też i o tych,
co Ci byli życzliwymi.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.