Moja choroba
Najgorzej jest wieczorem
Kiedy spokojnie siadasz w fotelu
Gdy myśli chcesz spokojem
Uciszyć- błądzące bez celu
A błądzą po ciele
Jak motylki figlarne
Czasem galopują jak wściekłe gazele
Zwykle jednak siedzą w sercu na dnie
Siedzą i szemrzą cicho
Jak strumyk wody
A czasem jak potok rwący
Co płynie żywo
I uspokoić sie ich nie da
Zakradną się wszędzie
Wiedzą gdzie schowana obawa
A gdzie strach się przędzie
I tak na zmianę strach z obawą
Obawa ze strachem
Walczą ze sobą
Aż księżyc nie zaśnie
I znów nad ranem
Spokojne, uśpione
Pozwolą cieszyć się życiem
Aż nie zostaną obudzone...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.