MOJAŚ TY KONKORDATOWA
satyra społeczno-obyczajowa
Gdy się żenił wszem ogłosił
mam majątek – sto hektarów
żona będzie tylko pachnieć
nie dotykać się do garów.
Radzono spisz intercyzę
nie słuchał, bo zakochani
świat widzą bezproblemowo
miłości swojej oddani.
Bezsens bym coś dodatkowo
spisywał u mecenasa
biorę ślub konkordatowy
wszystko wspólne, także kasa.
Moją będzie - a ja jej
przysięgę złoży w kościele
aż do śmierci stół i łoże
sprawiedliwie z nią podzielę.
Uwierzył w moc sakramentu
a złożone przyrzeczenie
wypełniał aż do momentu
kiedy dostrzegł z przerażeniem.
Nie jest proszony do stołu,
dawno pusta wspólna kasa,
w łożu wypachniona żona
sypia w objęciach kochasia.
Był ze skargą u proboszcza
na żony małżeńską zdradę
lecz ten będąc kawalerem
dał mu duszpasterską radę.
Jeśli żona nie dopuszcza
do stołu, ani do łoża
to sprawa jest oczywista
spotyka cię kara boża.
Musisz podjąć więcej pracy
by forsy nie brakło w kasie
wtedy uczucia małżonki
może też przywrócić da się.
Komentarze (5)
dobra satyra - cieplutko pozdrawiam:)
Zdzichu w takiej satyrze jesteś Masters
:D
:D
Ale to rada! Uśmiechnęłam się, dzięki ;D