Moje Mount Everesty……
Kto dał Ci te policzki?
Dostrzegam rękę mistrza w uwypukleniach
onych.
Śmiech?
..wyrzeźbił dłutem radości- doskonaląc
dzieło przez lata?
Zręcznie czerpał natchnienie od
szczęścia
I chwil przepełnionych dobrą nowiną?
Niczym dwa Mount Everesty,
Mój cel do zdobycia.
Bo kiedy usta brzegami ku górze jak
ptaki…
…z mojej przyczyny, wtedy na
szczytach stoję .
Wygłodniałym spojrzeniem,
wyczulonym mrugnięciem,
stoję zdziwiona…….
Ale to nie śmiech…….
To Bóg się radował najzwyczajniej,
W chwili twych narodzin.
*
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.