Moje requiem dla snu
Po obejrzeniu genialnego filmu o tym samym tytule
Czarny Panie
Wkroczyłeś dziś do mojego przybytku
By spalić piękne obrazy na ścianach umysłu
Wiem, rozumiem, sam Cię wpuściłem
Żył wrota rozwarł klucz stalowy
Rurką wtłoczyłem roztwór bladożółty
Ucisnąłeś mi oczy, zmorzyłeś równowagę
Zabuzowała we mnie ciecz piekielna
I zatrząsłeś moim światem
Choć usta otwarte, tlen nie dociera
Wargi spierzchnięte z braku słów się lepią
Z oczu radość odpłynęła
Lecz nie ma łez
Tych co oczyszczać potrafią najgorsze sny
Barka moja w mglisty port zawinęła
Życia w latarni zabrakło
Spaliłeś portrety mych uniesień
I freskami zgryzoty dom mój napawasz
Krwawym zdobnictwem Czarny Panie
Zlękniony po stokroć, płaczem zmorzony
Śród tego leżę w pozycji embrionu
Miał być ku przestrodze... niczego mnie nie nauczył
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.