Moje samotne rozmowy z NIM
Tak jest od zarania mego życia, muszę się
na nie godzić
Są chwile radości , bratania , są chwile
gdzie we mnie gniew wzbiera
Jednego dnia , to anioł , skrzydła ma
białe, innego czarne jak u Lucyfera
Wiem, i to , że do końca życia będę z nim
płynął na jednej łodzi
Mijamy oboje, lata dnie godziny w smutku i
tam gdzie łapią nas dreszcze
Ja dbam o spokój, czystość , on tego się
uczyć musi
Wokoło sadze kwiaty ,on, lepiej nie mówić ,
muszę złość w sobie zdusić
Bo przed nami wiele, co dnia przygód życia
jeszcze
Najgorsze w tym wszystkim, ze mamy to samo
imię, od ojca nazwania
Ja wypowiadam je tkliwie , on wykrzykuje
przeraźliwie
Namawiam go , by słowa ściszył , by były
tkliwe
To wszystko jak co odzień , mnie do
refleksji skłania
Gdy wieczorem mnie zdrowie do snu, ja
ciemność otwieram
On z za okna , swych kumpli zwołuję i biba
się zaczyna
Ja zasypiając nic nie mogę zatrzymać, to
jak trucizna
Ci co przyszli do niego - śmiech , ja od
tego umieram
W mym śnie widzę jego , kumpli jak smykiem
zdradnie
Penetrują szafy , lodówkę , zżerają moja
wieczerze
Ubierają moje ubrania , paradują w nich ,
czy być morze
Budzę się , nic nie ma, to sen, on śpi,
mocno na samym dnie
Pamiętam czasy odległe, te niespełnione w
miłości dziecięcej
Dziś oboje wspominamy , nasze swawole o
których nikt nie wie
Ze wszystko nas łączy, braterstwo miłość, i
nic więcej
Ktoś z boku patrzący, widzi nas , jak
wyrytych w jednym drzewie
Najgorsze w nim to, to, że ma podobny gust
co ja
Widzę piękno , on również , okazuje się ,
że to sama kobieta
Już nie chce wymieniać wszystkiego co nas
razem spina
To ani jego ani moja wina
Mamy ten sam ogródek , ja hoduje kwiaty on
sad , tam śliwy
Mamy w sobie coś najpiękniejszego, to krew
niebiesko liliowa
Jednoczymy się w tworzeniu wierszy, szukamy
razem cudownego słowa
A gdy nam się uda stworzyć wiersz naszych
marzeń jestem szczęśliwy
Nie jesteśmy braćmi , rodzeni razem w
pięknym rajskim ogrodzie
Mamy to same nazwisko, imiona po ojcu i
mamie
Byliśmy chrzczeni w tej samej boskiej
wodzie
Gdy jego zobaczysz zawołasz moje imię , bo
on podobny do mnie
Kończy się moje uskarżanie na niego jakbym
dmąc w żagle
By to cośmy razem przeżyli, płynąc życiem
jak na morzu fregata
Nie mam żalu do siebie , do niego, bo
poczułem nagle
Ze będziemy oboje płynęli razem , przez
wszystkie następne lata
Najpiękniejsze rozmowy - sam na sam
Komentarze (8)
Tyle wydarzeń przedstawionych w tym wierszu , tyle o
sobie , pewnie z relacji z bratem , żalu, rywalizacji
trochę, ale i tęsknoty za dobrymi relacjami ,a jednak
wybaczenie , bo to nie wasza wina , ze nie zostaliście
przystosowani w domu rodzinnym
do bycia ze sobą , na co dzień
czyli on to ty... rozdwojenie a może zwykła ludzka
przewrotność, jak dwie strony monety, ciekawie...
witaj, dobry i ciekawy wiersz. dwa wcielenia
od jednego narodzenia. trudne to ale musisz
znosić obecność urojonego siebie, brata, przyjaciela,
aż nastąpi rozdzielenie.
pozdrawiam, życzę pomyślnych "lotów"
monolog daje oczyszczenie i rachuje za i przeciw
ważne,że w dwoistości jedno tworzą zgodnie :)
Pozdrowienia serdeczne
Troszkę się pogubiłam, ale spróbuję jeszcze raz.
Zaprzyjaznic sie z samym soba,hmm...dobry sposob na
akceptacje samego siebie i samotnosci
Monolog, trochę rozwleczony, ucieka sens. Może go
odchudzić nieco ? :)
Jak dla mnie - za długie..Nie doczytałem..Sorry.. M.