Mróz
Słońce przemyka chyłkiem pomiędzy
domami.
Spieszy na inną półklę, gdzie teraz jest
cieplej.
Zimno goni, ucieka, przegania,
rozpycha się wśród przechodniów
to w lewo, to w prawo, nie dbając o ich
ubrania.
Wiatr podnosi brudną mgłę z pod kół,
na auta, na ściany, na i pod
wycieraczki.
Ci pochowani w autach ciągną w
nieskończonośc,
jakby się bali wysiąśc, owładnięci magią
jazdy.
ale w końcu dojadą do rzeczywistości,
na kolację, do kina, do znajomych.
Jutro niejeden wpadnie w poślizg
gdy przymarzną rozjechane kałuże,
teraz szare jak niebo, nabiorą blasku
wieczorem.
Noc pochłania dzień.
Tak blisko od świtu do zmierzchu.
Wstaję gdy jest ciemno i wracam o
zmroku.
To jak noc polarna, jak depresja,
gdy się żyje bez promieni. Nie śpieszno
mi.
Pod butami już chrzęści delikatnie,
cicho,
jakbym rozdeptywał skorupki jajek lub
ślimaków.
Mieszkania napełniają sie ludżmi i
ciepłem
a domy światłami gaworzą językiem
migowym.
Zmierzch staje się migotliwy,
nieprzejrzysty
od mgły, która szadzią osiada na
drzewach
Nowe budynki zazdroszczą starym
zabawy blasków na gzymsach i dbałości o ich
stany.
Górują wieże nad wszystkim, w miasto
zasłuchane,
majestatyczne we mgle i dalekie w
historii.
Odrestaurowani świadkowie dawnych
zdarzeń,
tajemnic miasta, niepoddane przemijaniu.
Milknie szum silników i zgrzyt szyn
rozjeżdżanych,
przytłaczają neony i latarnie patrzące na
ulice.
W ich poświacie zawisły pierwsze płatki
śniegu
jakby niezdecydowane gdzie poleciec.
Po chodnikach skrzących od sklepowych
witryn
spieszą na nocleg, czy na zabawę,
czy nie wiadomo dokąd, nieznani,
zmęczeni, spóżnieni, roześmiani.
Nadchodzą chwile grozy, zabawy,
dziwek, złodziei, przytulania.
Jedno powoli zamiera,
drugie nastaje.
Pod butami skrzypi coraz bardziej
wrócę więc tramwajem.
Komentarze (2)
Wiesz smutno opisujesz tą samotność ale zmień formę i
skróć to będzie wiersz!
piękny kawałek rozśpiewanej prozy...niebieski, szary i
biały konec dnia, za jednym zamachem stworzyłeś
konający dzień całego miasta skuwanego
mrozem...pozdrawiam