Murszejące parapety
I co im pozostało
murszejące głowy
z wysiłkiem zasysają życie
znad równie murszejących parapetów
oddychają każdym dźwiękiem cichej ulicy
chłoną zieleń poburzową
zachłystując się przechodzącymi
cieniami jeszcze
żywych
każdym rankiem bronią
swoich żołądków
uginając się pod ciężarem
siatki wypchanej połówką chleba
i taniej margaryny udającej
krowie masło
stukają politurowane laski
wyznaczając sercu
tempo
dla nich nie ma już
wieczorów
usypiają nim obleśnie
różowe samiczki wyruszą na
połów swych rozchełstanych koszulowo
samców
jeżeli jednak zdążą oburzają się
tak pięknie
wspominając swoje krynolinowo
parasolkowe
przechadzki
żabotowo cylindrowe czasy szarmancji
której już dzisiaj nie ma
odchodzi wraz z nimi
bez orderów
błyskając od czasu do czasu
w bezzębnym uśmiechu
a parapety krztuszą się
dławione drżącymi
łokciami... .
Komentarze (2)
bardzo smutny obraz starości... teraz nie murszeją już
parapety (a przynajmniej coraz rzadziej) próchnieją
fotele przed telewizorami
Taki słowotok napompowany niby mądrymi słowami- banał
przegadany.