Na krawędzi
Zamykam powieki - On.
Nawet słyszę głosu jego czuły ton.
Czuję jego zapach - więc nadal oddycham.
Próbuję żyć, lecz dna dotykam.
Otwieram oczy, nie zmienia się wiele.
Próbuję go poczuć, jest tylko
powietrzem.
Tak samo ulotnym jak jego kłamstwa.
Żyjąc na krawędzi, czuję się martwa.
Uwierzyłam w piękne słowa,
czy raczej wierzyć w nie chciałam.
Uparcie twierdził, że kocha.
Odwagi mu brakło, gdy prawdę poznałam.
Nie ważne kto rozpoczął tą drogę, ważne gdzie go zaniosła.
autor
izka2609
Dodano: 2013-12-22 22:00:55
Ten wiersz przeczytano 537 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (4)
Smutno... Uśmiechy świąteczne 'D
Mężczyźni.. ;)
Dobry wiersz.
Pozdrawiam już prawie świątecznie :)
na krawędzi....ale zrównoważony wiersz....i mówi
Czasem taka właśnie bywa złudna miłość,a może raczej
ułuda miłości? Pozdrawiam:)