Na myśli drżącej pajęczynie ...
ot, taki fragment nocnej historyjki
Na myśli drżącej pajęczynie
noc się jak czarny kogut mości
i żadna siła już nie wpłynie
na bieg strumienia świadomości…
Zawsze na jawie tkwią głęboko,
te cienie – których sam się boję,
teraz to one moje kroki
prowadzą w senne paranoje…
Jak ślepiec błądzę mrocznym torem,
wbrew woli swej, wbrew drogowskazom
i coraz ciaśniej widma chore
swym osaczają mnie obrazem….
W głąb labiryntu wyobraźni
zapadam w gęsty, lepki całun
i czuję coraz to wyraźniej,
że cofnąć chciałbym się pomału….
Lecz wokół wciąż to samo miasto,
wiatr miota wściekle strzępki mgliste...
Czuję jak moją twarz zarasta
lodowa tafla przezroczysta…
Wtem z boku jakaś ciemna postać
podchodzi, gestem każe: Ruszaj!
I choćbym nie wiem jak chciał zostać,
grunt pod stopami się wybrzusza
Powracam tu, na wysypisko snów,
koszmarów, zakazanych marzeń
i brak mi tchu w tym tłumie głów...
coś krzyczą, choć mają lód na
twarzy…
Chcę uciec z tego targowiska,
tu sny chcą wcisnąć nawet darmo,
lecz nogi grzęzną w mazi śliskiej
i w otchłań się zapadam czarną...
[...]
etc, etc, etc...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.