Na pograniczu
Coś we mnie pękło i
po raz enty znów kogoś zabrakło.
Zawikłana gdzieś między jawą a snem,
próbując oddzielić chociaż cienką
granicą
te dwa światy… z którymi nie radzę
sobie.
Tu łzy bezradności , mętlik i zupełna nie
ufność,
tam zaś szybuję na skrzydłach marzeń
z uśmiechem na twarzy i śpiewem serca.
Żyję na pograniczu lecz chyba
wytrzymałości.
Ile razy mówiłam dość,
tyle razy żyłam złudzeniami.
Zupełnie nie rozumiem,
i zrozumieć nie potrafię tych
najbliższych,
najbliższych co dopiero mówiąc o sobie?
Przylgnęła bym do Ciebie mocno wtulając
się
lecz tak szybko właśnie odeszłabym ,
a ten silny uścisk w mgnieniu oka
osłabłby tak jak kłódka która nie ma szans
z kluczem.
.. więc choć tak bardzo Cię potrzebuję
nie potrafię zaufać…
nie zatrzymam Cię
nie tym razem...
..bo żyjąc w obłudzie,
karmiona kłamstwem
gdzie marzeniem stały się złudzenia,
walczę by nie zwątpić w siebie,
niestety zbyt często wątpiąc w Ciebie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.