NA SKRAJU DNIA
na skraju dnia
zapalił się od nadmiaru przestrzeni
las wysokiej ciszy
pośrodku jesiennej pożogi
on i ona
osaczeni w lęku
zastygli w zdumieniu
z ich rozedrganych warg
odfruwają
iskry szeptu
płonie srebrna sieć
między brzozą nachyloną
nad rozmodlonym strumieniem
a spinającym brzegi buczyskiem
czas wzruszenia i uniesienia
jednostajnie jak w klepsydrze
dosypują żaru
drzewa wznoszą osmalone ramiona
do chmur
by wskazać drogę
spieszącej Wielkim Wozem pomocy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.