Nadzieja
Ciemność - otacza mnie
Ze wszystkich stron
Siedzę sam,
Choć wydają się być setki innych.
Wtem nieprzenikniony mrok
Zalewa wszystkich - mnie.
Chłód? Lęk?
Błogość? Ciepło?
Nic.
Nic nie widzę.
Nic nie słyszę.
Ale czuję jej obecność.
Wiem, że to ona
przyszła po mnie - śmierć.
I widzę jej prześmiewczy uśmiech.
I słyszę jej świszczący oddech.
I czuję jej duszący zapach lawendy.
I te wielkie, puste oczy.
Zbliża się,
Przechyla głowę.
Patrzy mi głęboko w oczy.
Nie. Nie w oczy, a w duszę.
Myślę: "Bądź przeklęty Erosie,
Złudne marzenia".
Wyciąga rękę,
Już prawie mnie dotyka,
Wtem myśl mnie chwyta:
"Może jest nadzieja?"
Ręka szybko znika.
Niech skonam!
Śmierć przerażona!
Na twarzy obcy wyraz,
Śmierć truchleje!
Straszne dzieje.
Odwraca się,
I biegnie poruszona,
Lecz nie dobiega.
Widzę światło,
Jest nadzieja.
Komentarze (2)
Popracują trochę nad stylistką.Pozdrawiam.
Nadzieja to podstawa.