NATCHNIENIE
Jakże tu życia ma Ziomal nie kochać
Skoro ono go coraz to czymś nowym
zaskakuje,
W skomplikowane meandry wplątuje
Najpierw długo, długo nic,
A później tak jakby wygrał
„szóstkę” w totka,
Sen to czy jawa była,
Ona żywa czy jako zjawa się pojawiła
– nie wiem.
Tylko w najśmielszych snach mógł tego
oczekiwać.
„Chemia” niewątpliwie się
wytworzyła.
Były gorące spojrzenia podczas tańca,
Przyśpieszony oddechy,
Łomoczące serca,
Namiętne pocałunki,
Dłonie krążyły jak oszalałe
Gdy tonęli w swych objęciach.
Ach jakby chciał wrócić
Do tych chwil zapomnienia
Przeżyć to jeszcze raz,
Dokonać spełnienia.
On nie wie czy to jest możliwe
Natomiast wie,
Że wspomnienia są ciągle żywe
Wystarczy, że zamknie oczy
A natychmiast wróci w ten zakątek
wszechświata uroczy
Zobaczy zarys jej twarzy
Okraszony cudownym uśmiechem
W świetle księżyca skąpany,
Poczuje zapach jej włosów,
Smak ust,
Których kosztował w potoku pocałunków.
Teraz pozostało mu tylko mieć nadzieję,
Iż los ponownie się do niego zaśmieje,
Dane mu będzie objąć ją
I znowu czas się dla nich zatrzyma
Nic nie będzie miało większego znaczenia
Oprócz ich wspólnego przeznaczenia.
Od dawna nie zasiadałem do pisania. Nie miałem weny. Ale teraz to co innego – proszę, zostań moim natchnieniem, daj powody do dalszego pisania, bo inaczej zwariuję.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.