Nie straszna mi chlapa ni plucha!
Dedykuje Miskowi, za niezmienny spacerowy entuzjazm!
Nie lubie jak jest chlapa,
Bo wszedzie czuje wode,
Na futrze i na lapach,
Wiec warcze na pogode.
Lecz warcze tylko chwilke
A i to jakby bezglosnie
Przez moment patrze wilkiem
A potem znowu radosnie.
Wychodze juz w podskokach
Jak gdyby w srodku lata
W susach raczej niz w krokach
Przemierzam drogi swiata.
I w locie wpadam na nie
Szybko teren zaznaczam
Zginam lape w kolanie
I obecnosc „odhaczam”.
A potem juz na spokojnie
Wesze w snieznym dzienniku
Nosem wertuje dostojnie
Wpisy mych poprzednikow.
To jest brukowiec nasz taki
Na bruku sniegiem pokrytym
Przegladam zolte zygzaki
Niezle bawiac sie przy tym.
No dobra, dosc juz tych plotek
Wiec dalej uderzam w droge
Mijam kraweznik i plotek.
Za plotkiem podnosze noge.
No co jest? Juz sie wypisal?
Juz nie mam zlotego tuszu?
To zem sie nie popisal...
Nie trace wszak animuszu!
Ach jaka przyjemna ta chlapa!
Ach jaka wspaniala ta plucha!
Mkne na mych czterech lapach.
Z usmiechem od ucha do ucha.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.