niebo splunęło pogardą
To nie sen,nie zwid,tak dla odmiany
żałosny,
rzeczywistość przybija gwożdzie do
serca,nie słyszy nikt i nic,gdy jeszcze
proszę.
Zamiera głos w żalu,ból przyciska do
gorącej piekła powłoki,
Znów powłóczę nogami bezradnie,idę do
nikąd,choć marzę,by dokądś.
Słowa na powrót marzną w sercu,wylewają się
na świat czarnej mazi postacią,
nie dane im pofrunąć w cieplejsze
rejony,diabły i sługusy Samotności po nich
skaczą.
Bezsilność!Wczoraj znów tak piękna,jak
zawsze,najdoskonalsza postać pragnienia,
lecz już nie tak samo patrzyłaś na mnie,nie
znalazłaś w mych ramionach ukojenia.
Wciąż sztywny ze skupienia,czekam na
znak,może już zaraz,
świadomość kryje się złośliwie,pewnie w
jakiejś szafie,nie chce mi pomóc,bym
zapomniał,że przez Ciebie chciałbym być
kochany.
Trupia twarz,juz rozkładam się,już nie
patrzę na lodówkę,już zaglądam do kolejnej
paczki,
włóczę się po mieście głuchym na ludzi
zawieszonych w mrocznej matni.
Nie wracam do domu,tam straszy,
duchy samotności wyją mściwie,krzyczą,znów
paskudne ściany.
Pustka celi,nie mam tej siły,co przy
Tobie,
gdy każdy kąt niczego był pałacem,a nie
śmietnikiem hotelowym.
Może ktoś powie że koloryzuję ,może że to
tylko słowa,
ale ja umieram!I nic tu nie pomoże.
Nadzieja,ona zawsze jest,ale Ty milczysz
więc po co mi ta towarzyszka?
Umarły kwiaty,spłoszyły się rumaki,niebo
splunęło z pogardą,wokół płonie
wszystko.
Gdybym tak zszedł już na dół,zamknął powrót
nadziei,
może byłoby lżej kąpać się w wiecznych
płomieniach.
Ale kocham Cię.Cały czas krew jeszcze
płynie,więc serce,choć martwe,ożyć może,
poczekam jeszcze trochę,tak chciałbym
jeszcze w słońce spojrzeć.
I mieszają się,walczą z sobą o panowanie
nad mą duszą,
nadzieja i pragnienie śmierci,ból ogromny z
marzeniem o lepszym jutrze.
Ale wciąż wygrywa rozpaczy potęga,
myśli czarne ubierają płaszce,
konam bez Ciebie.Nic już nie ma.Płaczę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.