Niepotrzebna namiętność
Powoli rozpinam guziki swojej bluzki,
w której kieszeniach głębokich
chowam wciąż myśli moje poskręcane,
niemyte, pakowane niechlujnie.
Spada na drewnianą podłogę,
kurz jakby odskakiwał od niej ze
strachu.
Wyobrażam sobie zmysłową muzykę,
do której i tak nie tańczę
w sposób dla Ciebie widoczny.
Jak harmonijka padają na ziemię też
bawełniane, sztywne spodnie
uplecione ze wszystkich słów.
Splatają się ze sobą, krzyżują,
tworząc ciepły i delikatny materiał.
Zwijam ze swoich nóg pończochy,
gniecąc każdą poliestrową teorię.
Muzyka jest coraz głośniejsza,
szaleję, a Ty widzisz we mnie spokój.
Bielizna, skrywająca najwstydliwsze
i najintymniejsze prawdy zwiedza
brudne rogi pustego pokoju.
Stoję przed Tobą zupełnie naga,
upokorzona na własną prośbę.
Pozbawiona wszelkich przekonań
czekam, aż się przełamiesz.
Chcę Cię przeprosić, czując,
że jesteś niezadowolony i zawiedziony.
Jestem Twoją rozpoczętą imprezą,
książką bez żadnej okładki.
Jestem Twoją rozpaczliwą prośbą
i siarczystym ciosem w sedno.
Jedną z wielu wyrwanych
pustych kartek z notesu, niezdobioną.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.