Nieświątecznie
pomiędzy strojnymi bombkami
pałęta się czarne licho
co jakiś czas słychać szyderczy śmiech
(groteska? zdziwiłbyś się, jak bardzo -
nie)
mówi cicho: szykuj się, chcę wypić toast,
zatriumfować. drwi sobie ze mnie, pajac,
puszcza oczko
widzę wyraźnie woskową postać.
zżółkł, znienawidzony potworek
wyciąga ręce, by zarazić zimnem.
nic z tego. rozpalam w kominku
nasiąkam wydobywającym się ciepłem
ogrzewam dłonie, stopy.
wedle tradycji wigilijny talerzyk
zawsze musi być biały, jak opłatek
głupie zabobony - mówię w duchu
zatrzymaj się na chwilę,
stworzyłaś półpancerzyk. tkwisz w nim,
dusisz się. smutek każdego roku powraca i
odchodzi, a ty widzisz fantomy
gaśnie pierwsza gwiazdka
i kolejne
promienie spływają po szylkretowej skorupie
po korekcie
Komentarze (19)
...tak myślę, że bardziej byłby ten wiersz 'dla
każdego, własny',gdybyś usunęła swoje imię... wtedy
czytając go, mogłabym w pełni 'niejako namacalnie'
wejść w ja peelki...
fajny, dobrze się czyta, zapięty pod szyjkę:))
Dziękuję za komentarze :)
Boże, jak pięknie wpoiłaś mi nadchodzące święta:-)
Dziękuję Ewuniu za ta iskierkę, której tak często nam
brakuje:-)
Ludzie, którzy wciąż noszą w sobie ból, chronią się
pod pancerzem obojętności właśnie w tym czasie, w
którym ból został zadany... pozdrawiam