Nikczemność istoty materii
obnażałem się
bezwstydnie
na ulicach i w domach
wdzierałem się w najgłębsze
kobiece tajemnice
po tysiąckroć
pochłaniałem
hektolitry alkoholu
i kilogramy kokainy
lecz nadal pragnę więcej
obnażałem się
wdzierałem
pochłaniałem
rozdzierałem zasłony tabu
rozszarpywałem na kawałki konwenanse
rozgniatałem pośladkami
wstyd i umiarkowanie
lecz może zbyt powściągliwie
rozdzierałem
rozszarpywałem
rozgniatałem
teraz
przysiadam wyczerpany
chowam w dłoniach twarz
i zaklinam
okrutną nikczemność istoty materii
przysiadam
chowam
się
zaklinam
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.