Nocni kochankowie
miłoć to nie grzech
Jesienny zmierzch
zasnšł nad lasem.
Cicho szeptał słowa
piosenki najmilszej sercom.
Ona otworzyła oczy
widzšc postać ze snów.
Jej długie włosy
opadły lekko na ramiona.
Czarny sweter
delikatnie odkrył dekolt.
On okrył się
miękkš czerniš.
W ręku trzymał
jej małš dłoń.
Niewinna taka
jak płatek niegu blada.
Patrzyła wieczór cały
na niego bršzowymi oczami.
A on patrzył
Z niedowierzaniem.
Na ich twarzach
rysowała się radoć.
Ukradł w rodku nocy
w ciemnym lesie skrawek jej duszy.
Zatańcz zemnš ostatniego walca
nim mierć porwie nas
Pocałunki o północy.
Pierwszy skradł
odwagę i biel policzków.
Drugi skradł
zasady i rozum.
Każdym kolejnym
zabierał jš ze sobš.
W Krainie Szczęcia
skończyli swš podróż.
Przy ognia płomieniach
dłońmi splecionymi-
nocny walc
pocałunki o północy-
przypieczętowali swój los.
Co noc.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.