Ocalony.
Rozbili moje serce
w drobny mak,
a ja i tak chciałem wzlecieć
jak srebrny nadziei ptak,
by być
przy swojej kobiecie.
Widzieć jej oczy -
rozżarzone ogniki,
czuć jej usta
miękkie jak mech,
muskać jej włosy
jasne jak świetliki
i dotknąć jej...
Nie dotknąłem - pech.
Ona zsyłała mi spokojne sny,
ona w mych ramionach
płakała skrycie,
ona pachniała
jak wiosenne bzy
i ratowała życie.
Jej postać tak blisko mnie...
Dźwięczą mi w uszach
jej słowa i śmiech.
Zostałem strącony,
gubiłem się we mgle,
lecz ona mnie ocaliła,
wstrzymała mi dech.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.