Oczy
Podnoszę oczy, choć płakaniem,
ostrość straciły, chęć widzenia.
Tyle przeżyły swym cierpieniem,
taką dostały moc niszczenia.
Jedno spojrzenie wody burzy,
przypływ nadmierną siłę daje.
I toczy to, co zemstą służy,
gubiąc obszary, zwane krajem.
Drugie spojrzenie tnie wulkany,
wylewa lawę krzywdy strugą.
Zadając cierpień smutne rany,
pierś otulając węgla smugą.
Trzecie spojrzenie wiatrom każe ,
łamać przestrzenie zalesione.
Odbiera życiu resztkę marzeń,
tracąc nadzieje, jak skończone.
Czwarte spojrzenie ślad niweczy,
który umysłem człowiek stworzył.
Czas takich ran już nie zaleczy,
bo czyn niszczenia był szalony.
Podnoszę oczy, choć płakaniem,
wyrazić mogłem jakże dużo.
Przez łzy poznałem snów wołanie,
te zawsze prawdzie przecież służą.
Komentarze (5)
"Oczy tego małego jak dwa błękity.." :)) Ślimtać
będziesz? Eee..pewnie zakropiłeś lekarstwem :).. M.
Bazyliszek to przy Tobie "pikuś", a tak poważnie to
super wiersz.
Dopóki jest równowaga skali niszczenia i tworzenia-
jest okej!
Świetny wiersz i tyle, co mogę powiedzieć. Brawo i
pozdrowieniai
za dużo tego płaczu wystarczy niech uśmiech zagości
,przygotuję ci pół miarki radości,
szczyptę
uśmiechu , kwartę radości,
pięć gramów dobrego
humoru, dwie garści,
szaleństwa,
łyk szczęścia,
więcej wolnego czasu,
łyżeczkę spokoju i od zaraz nowej miłości .