W oddali....
Tak sobie siadłem, tam.. gdzieś daleko
Nie skinąłem głową na przywitanie..
Bo po co… skoro i tak mnie później
obgadają
Powiedzą… ah same złe rzeczy znowu
Oparłem swą ciężką głowę o ścianę..
Tak żeby mogła odpocząć od noszonego
ciężaru
Przyglądałem się tym ludziom..
Każdemu z kolejna… wzrokiem..
Takim badawczym, wnikliwym..
Chciałem zrozumieć…. Chyb samego
siebie.
Sam nie wiem..
Ale widziałem w ich oczach śmiech,
ironie
Która całkowicie była dla mnie
obojętna…
-obojętna w tamtej chwili…bo jak
wróciłem do domu
ah nie mogłem odgonić swych
myśli… uciec
od prześladującego mnie ich śmiechu.
W ten, ukazała mi się
postać……..
mmm… która była inna.. odróżniała
się jak słońce na niebie w pochmurny
dzień
Skierowałem wzrok na nią…. obdarzyłem
pełnym skupieniem
Przez moment spojrzała na mnie…
rozchyliła usta delikatnie
To był taki delikatny uśmieszek….
potrafiący rozbij ogromny mur….
I ja..
również uśmiechnąłem się do niej….
Choć
Wiem, że nie wyszło mi to zupełnie..
Potem usłyszałem tak delikatnie
wypowiedziane słowa…
- masz bardzo piękny uśmiech
Oddaliłem się udając, że mnie to nie
obchodzi…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.