Odrobina nadziei...
schodząc mrocznymi schodami
w dłoniach trzymając nadzieję
która światłem ciszy nie rani
krzyku nie uwalnia z głębi ziemi
otwierając okno na wschodnią stronę
gdzie słońce wstać musi
widziano mrok skradający się
który odbierał oddech duszy
zabijając dumnie kroczący dzień
biel dookoła taka różowa
słona łza jak wodospad
zatapia resztkę dobrego słowa
/...przepraszam Ciebie za wiersz... wiesz, że ja czasami lubię opleść się smuteczkami.../
Komentarze (16)
Nie musisz aż przepraszać za ten wierszyk, ale
następnym razem napisz tak, żeby było mniej topornie,a
bardziej lekko i z nutką liryzmu. Bo ten jest okropnie
wydumany, czuje się, że napisany został na siłę, żeby
tylko coś wkleić.