Ogarnianie
W pierwszych promieniach o poranku
Bóg na mnie spojrzał ze
zniecierpliwieniem.
Dzień dobry Tatuś. Przecież już wstaję,
Otrzepię tylko te sny ładne z siebie.
Wiem, że ostatnio dosyć kiepsko
idzie mi dróg Twych rozpoznawanie.
Ty same mądre wskazujesz kierunki
a ja co rusz błądzę gdzieś na rozstaje.
Teraz posłucham. Już zrozumiałam,
przynajmniej to, że nie jestem w stanie
niczego zmienić i iść do przodu,
gdy Ty pod skrzydła mnie nie
przygarniesz.
Ty wiesz, że drepczę zawsze gdzieś
blisko
i nigdy nie tracę Cię z pola widzenia,
tylko te wszystkie nakazy, zakazy
czasami wydają się nie do zniesienia.
Wiem, że krzyż kuty według wymiaru,
według ciężaru i możliwości
a kiedy próbuję się z nim szarpać
najbardziej dotkliwie wbija się w kości.
Taki, czy inny każdy mieć musi.
Niebios odwieczna taka taktyka,
ale mnie wkurza, przepraszam, złości
Ta Twoja krzyżowa polityka.
Czy to naprawdę jest konieczne?
Czy każdy coś przecierpieć musi?
Czy jest gdzieś jakiś limit, granica?
A może można się z tego wykupić?
Tak wiem. Uśmiechać także się umiesz
w czupurnych chmurach, gór majestacie
i gdyby ktoś spytał skąd wszystkie
wiersze,
to coś mi mówi, że raczej po Tacie,
Więc się uśmiechnij teraz proszę
i już nie gniewaj się dzisiaj na mnie.
Że jeszcze powinnam przeprosić jakoś?
Za chwilę. Tylko się jakoś ogarnę.
Komentarze (19)
na wymiar niepowinności
Piękna ta poranna modlitwa. Pozdrawiam serdecznie,
miłego wieczoru:)
Podobno Bóg kocha wszystkich ludzi, ale z moich
obserwacji wynika, że nie wszystkich lubi. Ciebie
jednak chyba i kocha, i lubi. Bo jak Cię nie lubić po
takim wierszu?
Myślę, że On docenia takie modlitwy*
A podobno, kogo bardziej lubi, tego mocniej próbuje...
Pozdrawiam z podobaniem :)