Ogień i woda
Jakby co, to nie jest bajka... :)
Był raz sobie… ogień. No i była
woda.
Nie wchodziły sobie w drogę, mieszkając w
oddali...
Lecz kiedyś zdarzyło się coś... to nie była
przygoda,
to nie był przypadek... jednak się
spotkali.
Ona podziwiała jego ciepło, on ją - że tak
sobie płynie
i nie zauważyli nawet, że zaczęli
marzyć,
może w tej samej chwili, minucie,
godzinie...
(choć bała się trochę, że może się
sparzyć).
Rozgrzana rozmową, ciepłą, intymną,
puszczała bąbelki... dzień cały, od
rana.
Bez niego była tylko wodą... zimną.
Teraz słówko i - prawie ugotowana.
Stopniował gorąco, bo mogła wyparować,
rozpuszczał lód, co spływał ciepłem
fali...
Lubiła to, lecz gdy zbyt ostro buzował,
pryskała mu w oczy - Ach, gdzie tak się
palisz?!...
A gdy woda w wodzie nad wyraz przybrała,
jako efekt działania ogniowego żaru,
łzami się jak deszczem na świat wylewała
(co pozwalało uniknąć pożaru).
Co dalej? Nie mam pojęcia.
Myślę, że to pięknej historii może być
początek,
albo… no, nie niszczyć zaklęcia!
Wyjaśnić spróbuję rozpoczęty wątek -
gdy staję na brzegu morza o słońca
zachodzie,
widzę jak wyciągają do siebie stęsknione
dłonie.
Potem słońce (ogień) powoli zanurza się w
wodzie,
a ona... Ona płonie…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.