Ojciec
Uraz, który pozaostaje na całe życie...
Z ojca nigdy nie był TATUŚ
Raczej był to już dyktator.
Do dom wkraczając
Zdejmował kurtkę
Szereg poleceń wydając:
"Posprzątać, pozmywać, zająć się psem.
Odkurzyć, do lekcji, a potem zjeść"
Ostre słowa padały z ust.
Mama miała niezły gust
Wybierając sobie męża,
Który siłą i krzykiem wszystko zwycięża.
Aż nadszedł czas:
Mama krzyknęła "Dość!"
Ojciec dostał w kość
I zostawił nas.
Mama kochając go nie może otrząsnąć się,
Że odszedł, zostawiając wspomnienia złe.
Zadnego przepraszam,
Nic, nawet do mnie.
Poprostu krzyknął:
"Nie martwcie się o mnie. Ja sobie
poradzę.
To mamy wina
Widzicie, cóż ona poczyna!?
Wygania mnie z własnego mieszkania.
Wchodzę i rzeczy spakowane.
Już dłużej tu nie zostanę!
Odczepcie się ode mnie!"
I odszedł z naszego życia.
Dla niego to już kaplica,
Lecz on tak nie myśli.
Nowa era się w jego życiu rozpoczyna,
Przyznać się nie chce,
Lecz wie, że to tylko jego wina...
Całe życie się wali, kiedy ktoś, ktokolwiek opuszcza nasz świat...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.